Cześć i czołem. Od dwóch lat jestem studentką filmoznawstwa, więc nie zdziwiłam się, gdy pewnego dnia wpadł mi do głowy pomysł na założenie bloga o tematyce filmowej. Kisiłam go w odmętach swojej głowy przez kilka miesięcy, aż w końcu poczułam impuls do działania. Chcę podzielić się swoimi przemyśleniami, spostrzeżeniami, zdobytymi informacjami o filmach (nie tylko najnowszych), twórcach, ludziach z branży, a być może również o spektaklach teatralnych, książkach, mediach i innych. Tworzę kącik, w którym będę mogła wylać z siebie to, co uznaję za istotne i co ciśnie się na usta jak noworodek do wyjścia na świat.
Skąd ten tytuł? Dlaczego kino infantylne? Sądzę, że odpowiedzią położoną najbliżej prawdy jest fakt, iż prowadzę obecnie innego bloga, który zwie się: weganizm infantylny. Siebie nazwałam infantylną Anną i tym sposobem moje kolejne przedsięwzięcie (nowego bloga) popycham tak samo w ramiona infantylizmu. Gdy zaczynałam swoją przygodę z wegańskim gotowaniem, byłam na etapie dziecka - wszystkiego dopiero się uczyłam, odkrywałam nowe smaki, składniki, łączyłam jedno z drugim, smakowałam, wybrzydzałam, zachwycałam się i świetnie się przy tym bawiłam. Przyznaję, że dzisiaj wciąż tak jest, dlatego nie zmieniłam nazwy na weganizm "dojrzały" mimo trzyletniego stażu.
Natomiast o swoim zafascynowaniu kinem nie powiem, że pojawiło się dopiero teraz. Nie powiem też, że nie ma ono nic wspólnego z infantylnością. Przeciwnie. Kiedy chodzę do kina, odczuwam dziecięcą radość, zalewa mnie fala przyjemności i gotowości na nieznane, na nieodkryte, na intrygujące. Nierzadko towarzyszy temu dziecięca wiara w istnienie wielorakich światów i możliwości budowania ich wokół siebie w codziennym życiu. Nieraz film zmieniał coś w moim życiu (ba, o ile nie zawsze!), zaszczepiał jakąś ideę, pomysł, polemizował ze mną lub utwierdzał w poprzednich przekonaniach. Jestem za to niezmiernie wdzięczna każdemu filmowi z osobna, każdemu twórcy, każdej osobie pracującej na planie, w montażowni, w postprodukcji i gdziekolwiek indziej tak samo jak każdej chmurce, która pojawia się na niebie i którą chwyta kamera.
Doświadczenie odbioru filmowego jest przyjemnością, może być inspiracją, a także okazją do poznania samego siebie. Wierzę, że podobnie jak w przypadku książek, film jest dziełem, z którego nie odczytujemy tego, czym ono jest, ale to, czym sami jesteśmy. Uczmy się więc o sobie jak najwięcej, miejmy odwagę obserwować i rozkoszujmy się swoimi doświadczeniami (nie tylko filmowymi :)).